Postać odziana w strój Dozorcy mknęła przez rozległe korytarze Biblioteki. Za nią pędził podmuch magicznej energii. Jej doskonałe wyczucie czasu pozwoliło jej uchronić się przed podmuchem, który zderzył się z barierą i eksplodował, przewracając okoliczne regały z książkami i zmuszając patronów do ucieczki. Dozorczyni stanęła na jednym kolanie, powoli podnosząc się na swoje nogi. Przycisnęła książkę mocno do swojej piersi, nie odważając się pod żadnym pozorem jej upuścić.
– Tylko na tyle cię stać? – zapytała dysząc.
– JAKĄ MASZ CZELNOŚĆ, ŻEBY TUTAJ WRACAĆ? – odpowiedział jej złowrogi głos Archiwisty odbijający się echem po Bibliotece.
– Zapomniałam czegoś zabrać przed odejściem. Zluzuj majty.
– KSIĘGI BIBLIOTEKI JUŻ WIĘCEJ NIE NALEŻĄ DO CIEBIE, ZDRAJCO – odrzekł Archiwista, dogoniwszy w końcu Dozorczynię, jego potężne żuchwy były przepełnione maną, a jego ogromne ciało pulsowało wręcz magiczną energią. Górując nad regałami wypełnionymi księgami, jego liczne nogi niosły go w kierunku jego nieruchomej ofiary.
– Jak chodzi o tę całą zdradę… chyba bierzesz to trochę zbyt osobiście, Rounduś.
Archiwista rzucił się do przodu, grożąc jej swymi żuchwami. Dozorczyni wymruczała starożytną frazę, po czym zniknęła ze swojej pierwotnej pozycji i pojawił się ponownie na szczycie regału z książkami. Archiwista uderzył o kafelki na podłodze, pozostawiając w niej dziurę, po czym przygotował się wślizgu się do miejsca, w którym aktualnie się znajdowała Dozorczyni. Jego żółte oczyska rozświetlały otaczającą go na dole ciemność.
– CO ONI CI ZROBILI, ŻE ODEPCHNĘŁAŚ SWOICH PRZYJACIÓŁ W DÓŁ RZEKI? – wrzasnął Archiwista, atakując ze swojej nowej kryjówki zdrajcę, wyłaniając się przy tym jak wąż z nory.
Dozorczyni uskoczyła ze swojej aktualnej pozycji, kumulując energię w swojej lewej dłoni. Energia ta przemieniła się w iskrę, a następnie w jasny, płonący płomień magicznej energii. Archiwista i Dozorczyni walczyli ze sobą przez chwilę w powietrzu, zanim oboje nie odskoczyli do tyłu.
– Po chuj wam ta jedna książka? Macie tutaj dosłownie wszystkie inne! Pozwólcie mi tylko odejść w spokoju z moją własnością – odpowiedziała, stając plecami do ściany i przygotowując w dłoni kolejny podmuch magicznej energii.
– NIE. PONIESIESZ KARĘ ZA SWOJE ZBRODNIE, TILDA – warknął Archiwista, zwijając swoje długie ciało w pozycję obronną, groźnie kłapiąc swoimi szczękami. Jego ciało jarzyło się słabą czerwienią, szykował kolejną salwę do następnego kontrataku.
– Zrobiłam tylko to, co uważałam za słuszne.
– TWOJE DZIAŁANIA MIAŁY NIEWYOBRAŻALNE KONSEKWENCJE. ZAPRZEDAŁAŚ SWOICH PRZYJACIÓŁ, A NAWET SWOJĄ RODZINĘ DOZORCĄ. PO CO? DLA SWOJEGO WŁASNEGO BEZPIECZEŃSTWA? JESTEŚ DLA NICH TYLKO NARZĘDZIEM, UŻYTECZNYM TAK DŁUGO, JAK IM TO POTRZEBNE.
– Tego nie wiesz.
– NIE WIEM?
Zanim Dozorczyni zdążyła odpowiedzieć, z paszczy Archiwisty w jej stronę wyleciała kanonada czerwonych magicznych pocisków.
– Kurwa! – krzyknęła, upuszczając książkę, którą wcześniej tak mocno trzymała i utworzyła magiczną tarczę. Pociski uderzyły w tarczę, przesuwając tylko Dozorczynię coraz bliżej ściany. Nie mając wiele do wyboru, opuściła swą prawą rękę, by przeszukać kieszeń i wydobyła z niej mały sygnalizator. Wcisnęła na nim czerwony przycisk i wyrzuciła go na podłogę obok siebie. Nagle w ścianie otworzyła się Droga, z której wyszła mała grupa żołnierzy, którzy zaczęli natychmiastowo ostrzeliwać Archiwistę.
Niebieska krew zaczęła się wylewać z ran zadanych Archiwiście, który obecnie zwijał się z bólu pod wpływem wpompowywanego w jego ciało ołowiu. Wydał z siebie tylko mrożący krew w żyłach ryk i rzucił się do przodu, powalając większość żołnierzy.
– Jazda! Jazda! Jazda! – krzyknął jeden z nich do Dozorczyni, ponaglając ją do przejścia przez Drogę. Kobieta odwróciła się, by chwycić książkę, którą wcześniej trzymała, tylko po to, by odkryć, że została ona odciągnięta przez mackę jakieś niewidocznej istoty znajdującej za regałem.
– Obawiam się, że masz obecnie zakaz przebywania w Bibliotece – powiedział łagodny głos niosący ze sobą pewien przerażający ton. – Żegnaj, zdrajco. I nigdy tutaj nie wracaj. – dopowiedział, wraz z tym, jak macka całkowicie zniknęła za regałem, a Dozorczyni nie miała innego wyjścia jak tylko stąd uciec. Szybko ruszyła w stronę otwartej Drogi, po czym odwróciła się jeszcze, by po raz ostatni stanąć twarzą w twarz z Archiwistą rozrywającym na strzępy mężczyzn, którzy ją właśnie uratowali. Czerwona i niebieska krew mieszała się z siną purpurą na jego ciele, w tej krwawej rzezi.
Dozorczyni westchnęła, po czym przeszła przez Drogę, całkowicie pokonana.